25 II 1842 urodził się Karol May
Był autorem licznych powieści przygodowych, ale w wyobraźni czytelników występuje najczęściej jako twórca jednej postaci – szlachetnego indiańskiego wodza Winnetou.
Jednowymiarowa wydawałoby się postać stała się, jak byśmy dziś powiedzieli idolem kilku dziecięcych pokoleń płci męskiej. Co w niej było urzekającego? Wracając do dziecięcych fascynacji, wybitny polski eseista i tłumacz z języka francuskiego Marek Bińczyk tak opowiada o swoim zachwycie Indianiem:
„Najbardziej oczywiste kryterium, które narzucał nam wizerunek Winnetou, było wprost etyczne. Nie chodziło o zwinność, spryt, waleczność czy sokoli wzrok (tak, umiał dostrzec z kilkuset metrów włócznię zawieszoną na drzewie). Winnetou przekazywał wartości podstawowe: wierność, szczerość, prawość, sprawiedliwość, szlachetność.”,
i dalej :
„Czytaliśmy Winnetou” jako lekcję moralności; na świecie toczyła się walka, źli dybali na dobrych, dobrzy mieli jasne dusze i ustalone zasady. Racja była (w naszym odczuciu) po stronie Indian; biały okazywał się szlachetny – jak Old Shatterhand – tylko wówczas, gdy przystawał do nich lub uznawał ich prawa, gdy miał odwagę podważać przywileje swego stanu”,
i jeszcze jeden, melancholijnie nastrajający cytat ;
„Żyli po coś i zarazem na nic, odjeżdżające, pyszne cienie, które później oglądaliśmy z pobożnym namaszczeniem na starych fotografiach albumów przywożonych przez Amerykanów na Targi Książki, zatytułowanych „Vanishing Tribe” i podobnie; w zamglonych sepiowych barwach ostatni wódz w ogromnym, zbędnym pióropuszu stąpa na gniadoszu w nicość…”.
Wyrażenie o „stąpaniu w nicość” nie jest chyba przesadą, miejsce czerwonoskórego bohatera zajęli w wyobraźni czytelników Spiderman, Batman, Kapitan Ameryka. Wspominając więc dziś Karola Maya, przywołujemy cień jego bohatera i towarzyszymy mu linijką wiersza Norwida „Czemu Cieniu odjeżdżasz….”
fn
0 Komentarzy