6 II 1948 urodził się Carlos Marrodán Casas
„Przypomniała mu, że słabeusze nigdy nie wejdą do królestwa miłości, bo jest to królestwo bezlitosne i okrutne, i że kobiety oddają się wyłącznie mężczyznom o zdecydowanym charakterze, bo tylko tacy dają im poczucie bezpieczeństwa, tak im potrzebne do stawiania czoła przeciwnościom życia” – to zdanie z powieści napisanej przez Gabriela Garcię Marqueza z „Miłości w czasach zarazy”, istnieje po polsku dzięki Carlosowi Morrodanowi Casasowi, urodzonemu we Francji Hiszpanowi, który całe życie mieszka w Polsce.
Jego przygoda z Marquezem trwa już długo i zaowocowała tłumaczeniami „Szarańczy”, „Jesieni patriarchy”, „Kroniki zapowiedzianej śmierci”, „Dwunastu opowiadań tułaczych”, „O miłości i innych demonach”, „Rzeczy o mych smutnych dziwkach”. Można powiedzieć, że Marqueza, którego znamy w dużej mierze Marrodanowi zawdzięczamy.
Marrodan podarował polszczyźnie także prozę Mario Vargasa Llosy. W życiu, obaj pisarze – i Marquez i Llosa, poróżnieni, ostro się spierają, na biurku tłumacza zaś znajdują spokojną przystań. Dzięki temu czytać możemy „Szczeniaki”, „Zielony Dom”, „Pochwałę macochy”, „Pantaleona i wizytantki”, czy „Gawędziarza”.
Marrodan przeniósł do polszczyzny także prozę Javiera Maríasa; „Serce tak białe”, czy „Jutro, w czas bitwy, o mnie myśl”, i choć proza ta nie spotkała się z tak rewelacyjnym przyjęciem, jak dzieła dwóch południowoamerykańskich gigantów, zasługuje z pewnością na uwagę.
Za to kolejną pracę Marrodana publiczność dostrzegła i doceniła od razu – przełożoną wespół z wespół z Beatą Fabjańską – Potapczuk, książkę Ruiza Zafona „Cień wiatru”.
O zafascynowaniu tą książką tłumacz opowiadał w wywiadzie:
„Cień wiatru czytałem w tramwaju, w metrze, w autobusie, w pracy i poza pracą. Wszędzie gdzie się dało i kiedy tylko się dało. W takim zapamiętaniu ostatni raz czytałem, kiedy miałem lat kilkanaście. Takiemu samemu zapamiętaniu ulega bohater powieści, Daniel, czytając tę jedną, jedyną książkę, wybrana spośród setek tysięcy pogrzebanych na Cmentarzu Zapomnianych Książek. Nierzadko w trakcie lektury zastanawiałem się, jak to możliwe, bym ja, tak zwany wyrobiony czytelnik, czytelnik koneser, czytelnik leciwy i doświadczony, pozostawał pod takim urokiem książki, bezwstydnie żonglującej arsenałem staromodnych środków i wzruszeń?”
Tłumacz powiedział jeszcze: „W trakcie lektury Cienia wiatru ulegałem złudzeniu, że jestem jej jedynym czytelnikiem”.
Dzięki jego pracy złudzenie to pielęgnować mogą teraz tysiące polskich czytelników.
fn
0 Komentarzy